niedziela, 11 maja 2014

1. Rozdział

AN/ Witam wszystkich! Mam nadzieję, że moje opowiadania przypadną wam do gustu! Wiem, że nie jestem jakąś wybitną pisarka, ale postaram się jak tylko mogę. Życze miłęgo czytania! ...A i jeszcze jedno. Wszystkie obrazki i tym podobne biorę z internetu, ale postacie, fabuła itd. są moje.   



W Soul Society od 100 lat panował pokój. Shinigami wykonywali swoje zajęcia w najlepszym spokoju. Niczym się nie przejmowali, ale może to i lepiej?
Wszyscy ci, którzy nie zostali zatrzymani przez obowiązki, zebrali się w barakach szóstego oddziału. Byakuya miał urodziny.... Oczywiście nie chciał ich wyprawiać, ale według Rangiku warto uczcić 200 urodziny. Matsumoto popołudniem, razem ze Stowarzyszeniem Kobiet Shinigami, kiedy jeszcze wszyscy byli na misjach, zakradła się do baraków oddziału Kapitana Kuchiki.Wspólnie z resztą kobiet Shinigami bez wiedzy kogokolwiek porozstawiały stoły i krzesła na dworze, kupiły mnóstwo sake i same urządziły przyjęcie. Wtedy nadszedł czas na gości. Kapitan Unohana dała rozkaz jednemu ze swoich oficerów zaprosić wszystkich do baraków szóstego oddziału. W niecałą godzinę wszystkie miejsca się zapełniły, ale niestety nie wszyscy się pomieścili.
Panowała cisza. Nikt nie odważył się choćby kichnąć czy kaszlnąć. Goście czekali na Kapitana Kuchiki.
Ów kapitan pojawił się dopiero pod wieczór. Kiedy tylko postawił stopę za progiem baraków, usłyszał głośny okrzyk:
- Wszystkiego najlepszego, Kapitanie Kuchiki!
W mgnieniu oka grobowa cisza przeobraziła się w huk jakich mało. Goście pili w najlepsze sake i śmiali się. Ikkaku już zdążył się nawet upić, a to dlatego, że potajemnie pił w tym głuchym czekaniu.
Rangiku z butelką sake podeszła do Byakuyi.
- No dalej! W końcu to twoje urodziny, Kapitanie! Napij się. - Siłą dała mu do rąk butelkę i znikła między gośćmi.
Gdyby tylko ktoś się przyjrzał twarzy Byakuyi i jego chęci pozabijania wszystkich tu obecnych... Nawet on, zawsze opanowany, rzucił w kogoś butelką. W tej samej chwili w progu ukazały się znajome, ważne twarze. Stali tam Kapitan V oddziału oraz sam Wszech Kapitan. Wyraz twarzy Byakuyi był nie do opisania. Był przerażony myślą, że Wszech Kapitan przybył tutaj na jego przyjęcie.
- Drodzy Shinigami! - Zaczął Yamamoto stukając w ziemię laską. - Mamy dzisiaj wyśmienitą okazję do świętowania! Niestety... - Jego twarz stała się ponura. - Kapitan Kurosaki razem z Kapitanem Abarai'em znaleźli niespotykaną... osobę ukrytą w kryptach pod barakami V oddziały. Niechętnie przerywam wam zabawę, ale Wydział Rozwoju Technologii określił ją jako ,,Córkę Króla Mroku".
Rozpoczęły się szepty. Niektórzy Shinigami robili miny jak z pogrzebu, czy innej tragedii, a inni dopytywali się co to za zdarzenie.
Twarz Byakuyi pobladła. Była to jedyna oznaka życia tego Kapitana. Przypomniał on sobie okropna tragedię, która miała miejsce jakieś 190 lat temu. wtedy odbył się zamach na jego ojca, na cały ród Kuchikich. Przypomniał sobie, jak widział śmierć swojej rodziny będąc w wieku zaledwie 10 lat... Nagle jego wyraz twarzy zmienił się zupełnie. Drażnił go od środka gniew i żądza krwi. Gwałtownie ruszył do Wszech Kapitana.
- Proszę, zaprowadź mnie tam, Kapitanie Yamamoto. - Powiedział z powagą, ale wewnątrz czuł, że zaraz poleje się krew...

AN/ Na razie to tyle. Kiedy najdzie mnie znów wena zobaczycie, co działo się potem. :D mam nadzieję, że wam się podoba i będziecie komentować :3